Now Reading
Sport we krwi

Sport we krwi

Kiedy na początku roku rewelacyjnie zaprezentował się w dwóch ważnych juniorskich turniejach międzynarodowych, stało się jasne, że tu w Polsce wyrósł nam zawodnik, który jest w stanie z powodzeniem rywalizować na arenie międzynarodowej. A przecież on ma jeszcze wszystko przed sobą. Właśnie przygotowuje się do matury, snuje plany na przyszłość i wie na pewno, że z golfem chce związać swoje życie. O pasji, sporcie i ciężkiej pracy rozmawiamy z najbardziej obiecującym młodym golfistą w Polsce – Adrianem Meronkiem.

 

Golf&Roll: Pod koniec roku wszyscy golfiści tu w Polsce z wielką uwagą śledzili twój występ w Junior Orange Bowl International Championship w Stanach Zjednoczonych. Miałeś świadomość, że grasz w turnieju, w którym w przyszłości na podium stawał sam Tiger Woods?

Adrian Meronk: Była to pewnego rodzaju presja, szczególnie za pierwszym razem. W Orange Bowl grałem w tym roku już po raz drugi, więc, chociażby z tego względu, było mi już zdecydowanie łatwiej. Kiedy dwa lata temu po raz pierwszy wystąpiłem w tych zawodach, to na tamtą chwilę był to mój największy golfowy turniej, w jakim brałem udział. I to było widać po wynikach. Bardzo się denerwowałem i w rezultacie zagrałem po prostu źle. Tym razem tak nie było. Myślę, że  już się trochę oswoiłem z całą sytuacją, znałem pole i tak naprawdę nie odczuwałem zbyt wielkiej presji.

G&R: A wynik z ostatniej rundy? Przed finałem byłeś na prowadzeniu, potem coś się zepsuło. Czy w tamtym momencie nie dało o sobie znać zdenerwowanie?

A.M.: No tak, wtedy pojawiły się różne myśli, ale tak naprawdę denerwowałem się głównie przed rundą. Podczas samej gry z moim nastawieniem i poziomem stresu było już ok. W sumie nie wiem, co było głównym powodem takiego a nie innego wyniku.

G&R: Co możesz powiedzieć o samym turnieju, jego organizacji. Czy było coś co cię szczególnie zaskoczyło?

A. M.: Myślę, że od strony organizacyjnej turniej ten jest gorszy od wielu innych, w jakich brałem udział. Nie było żadnych imprez towarzyszących, czy nawet jedzenia dla zawodników. Był to po prostu czysty golf. Z racji tego, że pole, na którym odbywa się turniej jest naprawdę prestiżowe [Biltmore Golf Course w Coral Gables na Florydzie – przyp. red], organizatorzy starali się jak najwcześniej wypuścić zawodników, żeby potem grać mogli inni. I tak, startując o 8 czy nawet o 7.30, kiedy przyjeżdżałem na range o 6  rano, było jeszcze ciemno. Musiałem więc czekać i w sumie mogłem liczyć tylko na jakieś pół godziny rozgrzewki.

G&R: Co uważasz za swój największy sukces w minionym sezonie, i w ogóle w całym twoim dotychczasowym  „graniu”?

A.M.: Były to właśnie moje ostatnie dwa występy w Stanach. W Gate America walkę o pierwsze miejsce przegrałem dopiero w dogrywce z wynikiem -5. A podczas pierwszej rundy pobiłem nawet swój rekord życiowy. Drugi turniej to oczywiście Orange Bowl. Wiadomo, są to największe zawody juniorskie, dlatego cieszę się, że dobrze się tam pokazałem. Fajnie, że niektórzy tam w Stanach usłyszeli, gdzie jest Polska i że tu także gra się w golfa. Chyba nikt, nawet ja, nie spodziewał się, że wypadnę aż tak dobrze.

G&R.: Czy po tych sukcesach czujesz, że jesteś już na tyle dobry, by rywalizować z najlepszymi juniorami i w ogóle amatorami z całego świata?

A.M.: Myślę, że tak. Widzę, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Cały czas trenuję i co najważniejsze, są postępy. Odkąd jestem pod opieką Akademii Leadbettera, widzę u siebie znaczną poprawę.

G&R: Kiedy i jakich okolicznościach w twoim życiu pojawił się golf?

A.M: Golf w moim życiu był już praktycznie od małego dziecka. Rodzice mówili mi, że wieku 3 lat wybiłem nawet szybę machając kijem golfowym. Ale na poważnie zacząłem grać, jak miałem 8 lat. Dostałem swoje własny set kijów i się zaczęło. Pierwsze turnieje, pierwsze puchary. Na początku była to jednak przede wszystkim dobra zabawa, Nie towarzyszyły temu żadne treningi, po prostu jeździliśmy z rodzicami na turnieje. Tak już na bardzo poważnie, o ile tak można powiedzieć, golfem zająłem się, gdy miałem 12-13 lat. W tamtym okresie, pamiętam, chciałem wejść do kadry juniorów i z całych sił starałem się spełnić oczekiwania trenera.

G&R: A kto był twoim pierwszym trenerem?

A.M.: Na początku był to Janek Lubieniecki, który uczył w Binowie, gdzie byłem kiedyś członkiem. Tak naprawdę jednak podstaw golfa uczył mnie mój tato.

G&R: Czy masz jakieś sportowego idola?

A.M: Tak, jest nim Rory McIlroy. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiam patrzeć jak on gra. Miałem nawet okazję się z nim spotkać. To było jakieś dwa lata temu w Irlandii podczas turnieju Faldo Series. O mały włos nie zagrałem z nim osobiście, bo w turnieju tym nagrodą za pierwsze miejsce była możliwość zagrania z Rory’m trzech dołków. Niestety, przegrałem counbackiem i gra z nim mnie ominęła. Byłem wtedy bardzo rozczarowany i niezadowolony. Na pocieszenie mam z Rory’m zdjęcie a on sam wręczał mi puchar za drugie miejsce. Jest to bardzo otwarty i bardzo miły człowiek . Z wszystkimi rozmawiał, śmiał się, nie miał z niczym problemów. Zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie.

G&R: Podobno jesteś typem sportowca i bardzo lubisz sport? Czy to prawda?

A.M.: Tak. Już w podstawówce zacząłem chodzić na piłkę nożną i przez 7 lat grałem w klubie piłkarskim. Z racji tego, że mieszkałem kiedyś w Pniewach pod Poznaniem, była to drużyna „Sokół” Pniewy. Jeszcze kiedy grałem w piłkę, pojawił się w moim życiu golf i przed długi czas dzieliłem swój czas między te dwie dyscypliny sportu. W wieku 14 lat zrezygnowałem z piłki. Tak naprawdę sport był ze mną od zawsze i lubię go pod każdą postacią. W gimnazjum grałem dużo w siatkówkę i koszykówkę, a od 7 roku życia chodzę na basen. Zimą jeżdżę natomiast na nartach. Ostatnio, gdy był mróz, graliśmy razem z ojcem w hokeja na jeziorze przed domkiem klubowym na Toyi. Nie wyobrażam sobie życia bez sportu.

G&R: Przed tobą nowy golfowy sezon. Jakie masz plany?

A.M.: Moje najbliższe plany to przede wszystkim matura. Jeśli zaś chodzi o golf, to pod koniec kwietnia znów wyjeżdżam na zawody w Stanach. Podczas Orange Bowl dostałem zaproszenie na turniej Junior Invitational. Jest to dla mnie ogromne wyróżnienie, bo szansę taką otrzymało jedynie 54 zawodników z całego świata a turniej ten jest super prestiżowy. Jeśli chodzi o nadchodzący sezon, to moim głównym celem są przede wszystkim starty międzynarodowe. Zamierzam grać również w Mistrzostwach Polski, jednak jeśli w czasie Mistrzostw, będzie odbywał się ważny turniej za granicą, wybiorę tę drugą opcję. Ogólnie sezon zapowiada się intensywnie. W maju z ekipą z Toyi – Jasiem Szmidtem i Mateuszem Gradeckim – jedziemy do Francji na Murat Cup. Są to Mistrzostwa Francji Amatorów. Rok temu zresztą też tam graliśmy. Poza tym, na pewno planuję wziąć udział w Mistrzostwach Europy Amatorów i tam będę próbował dostać się na turnieje w Wielkiej Brytanii. Chciałbym zagrać w British Amateur Open, albo w St. Andrew Trophy. Turnieje te są bardzo prestiżowe, ale ciężko się do nich zakwalifikować, więc nie jestem jeszcze pewny, czy mi się to uda.

G&R: Jak szykujesz się do sezonu w zimie?

A.M.: Zimą większość czasu spędzam na siłowni, przygotowując się głównie pod względem fizycznym. Oczywiście mam też treningi na range’u. Na akademii mamy fajne maszyny, na których z powodzeniem możemy przygotowywać się zimą. Przykładem takim są trackmany, które umożliwiają analizę swingu,. Myślę, że jest to najlepszy sprzęt do trenowania o tej porze roku. W tym roku z racji tego, że muszę dużo uczyć się do matury, nie mogę trenować tak często, jakbym chciał. Zostałem zaproszony na zgrupowanie kadry w Szklarskiej Porębie, ale musiałem zrezygnować, bo wiązałoby się to przerwą w szkole, na co teraz nie mogę sobie za bardzo pozwolić. Po maturze, o ile mnie jeszcze będą zapraszać, to z chęcią pojadę.

G&R: Czy jest jakiś element twojej gry, nad którym pracujesz bardziej niż nad innymi?

A.M.: Na pewno nad krótką grą. To najważniejsza część gry w golfa, którą najlepsi gracze na świecie mają opanowaną do perfekcji i która jest głównym kluczem do dobrego wyniku. Mój trener, Matthew Tipper zwraca na to dużą uwagę. Najwięcej czasu spędzam na chippingu, ale to lubię i wiem, że mam przy tym jeszcze dużo do zrobienia.

G&R: Ile czasu dziennie poświęcasz czasu na trening?

A.M.: Teraz trochę ciężko mi to określić. Głównie przez szkołę. Staram się nadrabiać weekendami i wtedy wychodzi z tego jakieś 5 godzin. Ogólnie nie jest mi łatwo podać jakiejś konkretne liczby, bo czasami gram na polu, czasami jestem tylko na range’u, chippingu czy puttingu. Teraz zdarzają się takie dni, że w ogóle nie mam treningu, ale wcześniej tylko sporadycznie zdarzało się, że nie robiłem nic, szczególnie że mieszkam na polu golfowym.

Golf&Roll: Czy te codzienne treningi, ta codzienna rutyna w ogóle cię nie męczy?

A.M.: W ogóle. Ja po prostu to lubię.

G&R: Powiedz tak szczerze, czy miałeś kiedykolwiek taki moment, kiedy powiedziałeś sobie: „Mam dość golfa”, „Rzucam to”, „Nigdy więcej”?

A.M.: Miałem jeden taki moment. Było to dwa lata temu podczas Drużynowych Mistrzostw Europy. Jednego dnia zagrałem tak koszmarny wynik, że po rundzie oznajmiłem swojemu trenerowi, że mam już tego wszystkiego dosyć. Było to jednak wszystko pod wpływem złości. Na drugi dzień zagrałem już znacznie lepiej, więc już nie chciałem zrywać z golfem na zawsze.

G&R: Jesteś teraz zaprzątnięty przygotowaniami do matury, ale przed tobą ważne życiowe wybory. Czy wiesz już co dalej?

A.M.: Na 99 procent wyjeżdżam do Stanów do college’u. Wszystko jest już ustalone. Wybrałem uniwersytet East Tennessee. Wcześniej szukaliśmy z Filipem Naglakiem [trener kadry narodowej, jeden z trenerów David Leadbetter Golf Academy we Wrocławiu – przyp. red. ] różnych szkół w USA. Wysłałem swoje CV także do East Tennessee, oni się odezwali i dali mi najlepszą ofertę. Tamtejszy widział mnie podczas pierwszego turnieju w Stanach, potem także na Orange Bowl. Był bardzo zadowolony i chce mnie do drużyny.

G&R: To zupełnie nowy świat. Nie żal ci zostawiać wszystkiego tutaj?

A.M.: Oj tak, trochę się tego boję. To jest na pewno jakieś tam wyrzeczenie. Będę tam zupełnie sam. Co trzy miesiące planuję jednak wracać do Polski. Jadę na koniec sierpnia, potem przyjeżdżam na święta i zostaję na miesiąc. Myślę, że nie będzie tak źle i że dam radę wytrzymać. W Stanach jest już kilku zawodników z Polski i myślę, że dobrze dają sobie radę. To jest zupełnie inny świat i sądzę, że warto spróbować. Przecież zawsze można wrócić.

G&R: Tam już będzie tylko golf?

A.M.: Tak, z tego co mówił mi trener, to tylko 2 razy w tygodniu będę miał szkołę, a resztę czasu będę poświęcał na treningi. I to mi pasuje.

G&R: Czyli już na pewno wiesz, że swoją przyszłość chcesz wiązać z golfem?

A.M.: Tak. Oczywiście muszę wybrać sobie jeszcze jakiś kierunek, żeby mieć wyjście awaryjne. Jakiś biznes, czy coś takiego.

G&R: Dziękuję za rozmowę i powodzenia w Stanach!

 

Kilka faktów o Adrianie: Mistrz Polski Mężczyzn, Mistrz Polski Juniorów, jeden z członków kadry narodowej – po serii sukcesów w Polsce, 18-letni Adrian Meronk z Wrocławia zaczął z powodzeniem startować w turniejach międzynarodowych. Triumfator światowego rankingu World Junior Golf Series, rewelacyjnie zaprezentował się w zawodach Orange Bowl Championship, uznawanych za nieoficjalne mistrzostwa świata juniorów, zajmując w nim bardzo wysoką 11 pozycję. A mogło być jeszcze lepiej, bo po trzech dniach Adrian był na miejscu pierwszym. Innym sukcesem 18-latka okazał się jego występ w turnieju Gate America w Stanach. Adrian był bardzo bliski zwycięstwa, w rezultacie przegrał w dogrywce z najlepszym juniorem z USA – Codym Proveaux.

„Golf&Roll” nr 1 (8)/2012

for. G&R/Bartłomiej Grono

Brak komentarzy (0)

Napisz komentarz

© 2023 Magazyn golfowy GOLF&ROLL, wydawca: G24 Group Sp. z o.o