Now Reading
Francesco Molinari wygrał The Open. Włoch podbił Szkocję

Francesco Molinari wygrał The Open. Włoch podbił Szkocję

Francesco Molinari został pierwszym Włochem, który wygrał nie tylko The Open, ale i turniej wielkoszlemowy. Ma swoje miejsce w historii swojego kraju i światowego golfa. To chwila naprawdę podniosła.

„Show Chicco Molinarego”, „Francesco Molinari triumfuje i tworzy historię”, „Historyczny wyczyn Molinarego” – włoska prasa tuż po zwycięstwie swojego rodaka nie sili się słowną ekwilibrystykę w tytułach. To skala samego wydarzenia mówi więcej niż tysiąc najbarwniejszych przymiotników. A Molinari, gdy to liczyło się najbardziej, wymalował przepiękny wynik na legendarnym polu Carnoustie.

-8 po czterech rundach to było o dwa uderzenie lepsze dokonanie niż silna grupa pościgowa, w której znaleźli się Rory McIlroy, Justin Rose, Kevin Kisner i Xander Schauffele. Rzut oka w kartę wyników Włocha i od razu staje się jasne, jak on tego dokonał. W sobotę i niedzielę grał po prostu bezbłędnie. Na 37 ostatnich dołkach nie miał wyniku gorszego niż par. W niedzielnej rundzie finałowej do 13. dołka grał po prostu na par. Na pięciu ostatnich miał dwa birdie, w tym to najważniejsze na „18”.

Ale gdy schodził z greenu nie był jeszcze pewny zwycięstwa, bo w kolejnych grupach szli groźni rywale. De facto tylko Schauffele mógł zmusić go do dogrywki, ale na 17. dołku przydarzył mu się bogey, a na 18 nie był w stanie „wyrwać” eagla. Gdy jego drugi strzał nie znalazł się w dołku, Molinari opuścił green treningowy, gdzie szykował się do ewentualnej dogrywki. Mógł zacząć świętować.

„To była ciężka walka. Zwycięzca może być tylko jeden. Tym razem okazałem się nim ja”, powiedział Molinari.

Ale już wcześniejsze wydarzenia z tego sezonu zwiastowały, że Włoch wreszcie dopnie swego i sięgnie pierwszy wielkoszlemowy triumf. W końcu wygrał w najważniejszym turnieju European Tour – BMW PGA Championship. A lipiec zaczął swojego pierwszego triumfu w PGA Tour – Quicken Loans National.

Na tym ostatnim turnieju puchar odbierał z rąk Tigera Woodsa, który był gospodarzem imprezy. Teraz przez ostatnich 18 dołków szedł w jednej grupie z jednym z najlepszych golfistów świata. I być może to mu pomogło? Grał niesamowicie, piął się w tabeli wyników, ale jednocześnie cała uwaga była skierowana na kogoś innego. To nie żadna wymówka, ani prosta recepta, ale być może drobny detal, który dołożył się do triumfu Włocha.

Poza tym, Molinari się nie mylił. A gdy wpadał w kłopoty, był w stanie się z nich uratować. Tego jego rywalom zabrakło. Jordan Spieth, który dzielił prowadzenie po trzech dniach, w finałowej rundzie nie ustrzelił ani jednego birdie. Tiger Woods nie pozbierał się po podwójnym bogeyu. Schauffele i Kisner skończyli dzień z wynikiem +3, McIlroy nie miał przez cztery dni ani jednej magicznej rundy, a Justin Rose zapłacił za ospały początek turnieju, gdy ledwo przeszedł cuta.

Molinari zarobił niespełna dwa miliony dolarów za ten triumf i rzecz jasna w jego ręce trafiło jedno z najbardziej charakterystycznych golfowych trofeów – Claret Jug – z wygrawerowanym już jego nazwiskiem. „Gdy patrzę, kto jeszcze wygrywał ten turniej, to widzę same legendy golfa”, powiedział Molinari.

Woods liczył się w walce o zwycięstwo

Po raz pierwszy od dziewięciu lat Tiger Woods była na prowadzeniu w turnieju wielkoszlemowym. Po raz pierwszy od 2013 roku zagrał w turnieju wielkoszlemowym w żadnej z czterech rund nie miał wyniku powyżej par pola. Tiger Woods pokazał, że wciąż może być groźny. Seria kontuzji i skandali osobistych zatrzymała na wiele lat jego marsz po rekord wielkoszlemowych triumfów, który należy do Jacka Nicklausa. The Open na Carnoustie nie daje pewności, że Woods ten rekord kiedykolwiek pobije. Ale pokazało, że szansę na kolejne triumfy w największych turniejach ma.

Rok zaczynał na 650. miejscu na świecie, teraz na dobre zadomowił się z powrotem w pierwszej setce. Dwa birdie na pierwszej dziewiątce i wpadki innych graczy dały mu na moment prowadzenie w turnieju, które oddał podwójnym bogeyem na 11. dołku i do końca już był poza grą o zwycięstwo. Wynik -5 i dzielone szóste miejsce trzeba jednak odbierać pozytywnie. W końcu to jego najlepszy wynik od pięciu lat na tym poziomie (od The Open w 2013 roku).

Recepta na najlepszą rundę finałową? Graj na kacu

Najlepszą finałową rundę zagrał Anglik Eddie Pepperell. 67 uderzeń pozwoliło wskoczyć mu na szóste miejsce, które podzielił z Woodsem i Kevinem Chappelem. Jak tego dokonał w trudnych, wietrznych warunkach?

„Miałem kaca. Nie będę kłamał. Poprzedniego wieczora zbyt dużo wypiłem. Byłem bardzo sfrustrowany tym, jak zagrałem w sobotę i, nie powiem, że spisałem turniej na straty, ale nie czułem, że o coś gram. Czy miałbym 73 uderzenia, czy 69, nie byłoby to nic przełomowego. Ale zdarzyło się tak, że zagrałem 67 uderzeń. Wiecie, to zabawny sport”, powiedział dziennikarzom.

A potem jeszcze wyjaśnił na Twitterze: „Nie byłem TAK BARDZO pijany dzień wcześniej. Pamiętam, że wziąłem prysznic i umyłem zęby przed snem, więc chyba było ze mną w porządku.”

147. The Open za nami. Za rok kolejna edycja, tym razem gościć będzie w Royal Portrush Golf Club w Antrim w Irlandii Północnej.

Brak komentarzy (0)

Napisz komentarz

© 2023 Magazyn golfowy GOLF&ROLL, wydawca: G24 Group Sp. z o.o